Od dłuższego czasu słyszy się narzekania, że w Gdańsku nie ma ciekawych imprez. Jak na miasto tej wielkości, rzeczywiście można uznać, że zarzuty te są uzasadnione. Pewnie, że od czasu do czasu pojawiają się koncerty wielkich gwiazd, wtedy wydarzenia są wielkie i huczne.
Wąskie grupy skupione wokół niektórych ludzi i instytucji tworzą jakieś koła wzajemnej adoracji udostępniając kulturę w swoich kręgach.
Zawsze marzyła mi się sytuacja, że ot tak w czasie spaceru zajdę sobie do pubu i usłyszę coś ciekawego. To marzenie spełniło się niedawno. Spełniło się jednorazowo, jednak wrażenie jakie pozostawiło jest trwałe i chciałbym podzielić się nim z moimi czytelnikami.
Spacerowałem sobie Długim Targiem, usłyszawszy muzykę pomyślałem, że wreszcie ktoś w restauracji wyłączył RMF czy Zetkę i postanowił włączyć dobrą płytę. Dźwięki okazały się dobiegać z klubu Elelephant, w którym sam kiedyś grywałem. Nie można było przejść obojętnie, fajny żeński wokal i fortepian.
Okazało się, że trafiłem na występ Krystyny Gedzik. Usłyszałem fantastyczną wokalistkę i pianistkę. Ciepły głos nie przeszkadzał w osiąganiu dużego stopnia ekspresji. Cały recital był... kobiecy. Niezwykle trudno opisać tego rodzaju wrażenia. To było po prostu dokładnie to czego można chcieć wchodząc do pubu, chroniąc się przed zimnem, deszczem i wiatrem. Inny świat, świat w którym muzyka sprawia, że człowiek odrywa się od zabiegania, gonitwy myśli i pragnie się zatrzymać właśnie w dźwięku i nastroju, który tworzy młoda wokalistka.
Zapraszam do wysłuchania solowego występu Krystyny Gedzik: