Blog zakończony, dostępny jako archiwum

Blog Michała Januszewskiego to już zamknięty projekt. Rzeczą młodzieńczą było pisać o wszystkim i przejawiać nazbyt interaktywne postawy wobec świata. Dziękuję wszystkim czytelnikom i komentatorom, którzy współtworzyli ze mną to miejsce wymiany myśli, poglądów i polemik. Statystyki przedstawiają się bardzo imponująco: zarejestrowano blisko 31 tys. odwiedzin. Wszystkie archiwalne wpisy i komentarze pozostaną dostępne. Niestety liczne teksty zostały skradzione z bloga i dyskusji. Niech więc oryginały świadczą o prawdziwym autorstwie.

piątek, 27 lutego 2009

O blogowaniu

Już kilka tygodni prowadzę tego bloga myślę, że mogę się pokusić o jakieś podsumowanie, nowe nakreślenie celów oraz komentarz do tego co mamy za sobą.

Przede wszystkim cieszę się, że to miejsce stało się forum dla dyskusji o na prawdę istotnych sprawach. Właśnie... dyskusję... ostatnio zaobserwowałem coraz mniej nowych ludzi. Szkoda... Jeśli uważacie, że ten blog jest coś warty reklamujcie go wśród znajomych i przyjaciół. Dyskusje pod postami zostały ostatnio mocno zmonopolizowane :) mam nadzieję, że będę mógł się cieszyć większą ilością głosów?

Patrząc na statystyki liczba odwiedzin cały czas wzrasta... a jednak dyskusje powoli cichną.. przyznam, że nie wiem dlaczego. Dajcie znać, może zasygnalizujcie nowe tematy, którymi chcecie się zająć.

Zarządzam niniejszym dyskusje o dyskusjach, proszę o wypowiedzi o wypowiedziach i nowe myśli o wyrażaniu tutaj myśli :)

środa, 25 lutego 2009

Terroryzm w chrześcijaństwie?

Witam wszystkich, zapewne zauważyliście, że ostatnie dwa tygodnie były czasem w którym nic nowego i ciekawego na blogu się nie pojawiało. Mam nadzieję, że nie straciłem czytelników. Chwilowo miałem głowę zajętą bieganiem po warszawskich i lubelskich bibliotekach. Wyjazd okazał się niezwykle owocny. Teraz już wróciłem do normalnego trybu zajęć, pora więc na poważny temat.

Zawężając stopniowo zakres, będę pisał dziś o religii i wychowaniu. Konkretniej rzecz biorąc chciałbym podjąć temat przemocy, która bardzo często towarzyszy kształtowaniu się postaw religijnych i jeszcze częściej stosowana jest przez wychowawców tak długo jak to możliwe.

Nie chcąc wprowadzać kategorii przemocy symbolicznej oraz innych uściśleń koniecznych, gdyby ów tekst miał ambicje być naukowym, chciałbym (jak zwykle :) po swojemu zdefiniować przemoc. Otóż przemoc jest aktem wymuszenia na kimś pożądanego przez stosującego przemoc zachowania. Towarzyszą jej argumenty siłowe, emocjonalne, szantaż, przekupstwo i inne podobne metody.

Dla ilustracji:

1. Argumenty siłowe: Jestem Twoim rodzicem, dlatego powinieneś być posłuszny/na i iść do spowiedzi. Za nieposłuszeństwo zwykle dane dziecko dostawało klapsa.
2. Argumenty emocjonalne: Zobacz... bozi będzie przykro jak nie pójdziesz na nauki do bierzmowania.
3. Szantaż: Jak nie będziesz uczestniczył w lekcjach religii to nie dostaniesz kieszonkowego
4. Przekupstwo: Jeżeli zostaniesz ministrantem ksiądz pozwoli Ci pojechać z kolegami na obóz dla ministrantów.
5. Etc...

To wyżej to oczywiście ogromne i złośliwe uproszczenie. A teraz przejdźmy do ciekawszej rzeczy.

Człowiek głęboko religijny wierzy, że wiara jest dobrem. Dzięki niej (nie wchodząc w teologiczne spekulacje) człowiek może dołączyć do grona zbawionych. Każdy niewierzący na horyzoncie staje się człowiekiem godnym współczucia i litości ponieważ ryzykuje utratę najwyższego dobra, a więc życia wiecznego.

Cóż więc robić... trzeba go sprowadzić z manowców. Jeżeli jest to bliska rodzina czy przyjaźń, to nawet człowiek często zdobywa się na odwagę wyjścia poza "modlitwę o nawrócenie", wtedy rozpoczyna się czas działania.

Tutaj następują prawdziwie terrorystyczne akty desperacji i nieumiejętności. Ewangelizacja, kerygmat i inne formy głoszenia dobrej nowiny zostają skarykaturalizowane, środki użyte do nawrócenia równe arsenałowi rosyjskiej armii a fanatyzm przyprawi o dreszcze najbardziej radykalnego Taliba. A wszystko przez to, że chciało się dobrze. To postawy które stereotypowo przypisujemy babci, która dowiedziała się o studenckiej swawoli wnuczki czy wnuka, oczywiście mogą być obecne we wszystkich innych relacjach.

Gdzież więc poszanowanie wolności...

Myślę, że dość dobrze znam nauczanie Kościoła Rzymsko Katolickiego, niedostrzegalne są tam treści dotyczące szacunku dla wyboru i respektu wobec wolności bliźniego. Jeżeli się mylę proszę sprostować, podać źródła i odniesienia.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Porządki na blogu :)

Przed chwilą przejrzałem wszystkie wątki na moim blogu, poodpowiadałem na pytania i prawie wszędzie mam ostatnie słowo:) zapraszam więc do dalszych dyskusji, ponieważ wiem, że nie tylko ja lubię wypowiedzieć się ostatni :)

Ostatni tydzień spędziłem w kilku bibliotekach, stąd moja nieobecność on-line. Już niedługo pojawi się kilka ciekawych tematów, na których publikacji bardzo mi zależy.

Cieszę się bardzo z poczytności mojego bloga, liczba odwiedzin coraz bardziej onieśmiela mimo tego zachęcam do przekazywania tego adresu znajomym i przyjaciołom. Dziś bardzo trudno znaleźć czas i miejsce do rozmowy o rzeczach najbardziej istotnych, nawet z przyjaciółmi. Dzięki bogactwu komentarzy i opinii mamy żywy zapis rozwoju myśli przekonań a także obraz różnic jaki pojawia się pomiędzy czytelnikami.

środa, 18 lutego 2009

O widzeniu świata takim jakim on jest

Nie będę pisał o obiektywizmie poznawczym, właściwym dla nauk humanistycznych czy przyrodniczych. Pisałem już na ten temat w artykule opublikowanym w Słowie Młodych.

Człowiek wysiłkiem całego życia stara się tworzyć sobie iluzję bezpieczeństwa i stabilizacji. Kiedy już się dorobi siada sobie za kierownice najnowszego Mercadesa i wyrusza w podróż. Mknie sobie autostradą na stojaczku kawa z McDonalda, za oknem śnieg a w środku znakomita muzyka... powiedzmy arie w wykonani Andrei Bocellego :)

Nagle na drodze dzieje się coś nieprzewidzianego, kierowca traci kontrolę nad pojazdem. Rezultat? Ląduje na mrozie, obrażenia ciała, znikąd nie nadchodzi pomoc a platynowa karta do niczego nie może się już przydać. Czeka więc we wraku samochodu na ratunek, mróz, ból i niespodziewana śmierć w oczach.

Jaki morał? Wszystko co tworzymy sobie aby czuć się bezpiecznie i aby móc sądzić, ze będziemy sobie żyli aż do późnej starości we względnym zdrowiu jest ułudą i iluzją.

Czy patrzyliście kiedykolwiek w ten sposób na świat i siebie w nim?

środa, 11 lutego 2009

No i doigrałem się :) oberwałem, że nic nowego kilka dni nie napisałem.

Nie napisałem bo nie pomyślałem nic nowego, jakże tu zatem pisać coś nowego myśląc coś starego. Nie będę jak Coelho. Marto ;-) wybacz sarkazm.

Zapewne pamiętacie długą na 40 postów dyskusję o zdradzie. Powędrowała do archiwum i tam być może już nie ma takiej poczytności, chciałbym do niej jednak nawiązać przywołując dwie sprawy.

Dyskusja na temat "czy zdradę wybaczyć czy nie" została zamknięta przez moją kobietę, która mi powiedziała po lekturze całego naszego zamieszania tak: "Zdradę oczywiście trzeba wybaczyć, jednak być razem już później nie ma po co". No i po zabawie :) jeżeli o mnie chodzi to kapitulacja i przyznaję rację.

Druga sprawa, której nie da się tak krótko i sensownie ująć dotyczy przysięgi małżeńskiej. Pojawił się w dyskusji taki motyw, wskutek którego Karolina postulowała aby lepiej składać przysięgi czasowe, tak jak to się dzieje w niektórych zakonach. Dlaczego?

A bo tak:

1. przysięga się tam miłość wierność uczciwość małżeńską, oraz że się nie opuści danego "cię" aż do śmierci. Nota bene... przysięga w słowach "nie dopuszczę cię aż do śmierci jest nieważna" :)

2. Tak sformułowana przysięga jaka jest składana w Kościele Rzymsko Katolickim zakłada, że deklaruje się pewne postawy aż do śmierci.

Ja chciałbym i siebie i czytelników zapytać czy jest w ogóle możliwe świadome i głęboko przemyślane a nade wszystko prawdziwe złożenie przysięgi w takim brzmieniu. Mam na myśli, że przysięgam, a wiec więcej niż zapewniam, że coś zrobię a czegoś nie zrobię. Nie jest to umowa na okres kilku lat ale zwykle na kilkadziesiąt. Jaka jest pewność, że słowa przysięgi zostaną dotrzymane? Wydaje mi się że można by wprowadzić pewne założenia, ale ona zniszczyłyby ideę owej przysięgi. Mianowicie przysięgałoby się stan miłości i wierności itd. na chwilę obecną, ewentualnie przeszłość.

Wszystkich którzy teraz są oburzeni i zniesmaczeni chciałbym zapytać, czy są w stanie przewidzieć co będzie za 20 lat? A wiec czy mają pewność, że za 20 lat żona nie zacznie Was bić?

Przysięgając "do końca życia" wydaje mi się, że popełniamy nieuczciwość, ponieważ zapewniamy o czymś czego nie mamy pewności.

W tym poście jak w żadnym innym zależy mi na głosach w dyskusji, bo sądzę i mam przeczucie, że się mylę nie wiem jednak gdzie. Może logika błąd wykaże?

Na koniec mały smaczek. Polskie tłumaczenie przysięgi małżeńskiej w jednym z fragmentów brzmi "ja biorę sobie ciebie za żonę". Francuski tekst przysięgi wydaje mi się bardziej odzwierciedlać prawdę o relacji małżeńskiej mówi się tam bowiem "JA DAJĘ TOBIE SIEBIE ZA ŻONĘ" i "DAJĘ TOBIE SIEBIE ZA MĘŻA" pięknie prawda?

piątek, 6 lutego 2009

Skąd się bierze wstyd i czym jest?

Wstyd jako reakcja na swoje postępowanie, np ukradłem paczkę papierosów i się tego wstydzę, nie będzie przedmiotem tego posta. Choć być może okaże się, że i taki wstyd zostanie wciągnięty do późniejszych analiz w komentarzach.

Wstyd seksualny, obawa przed zaprezentowaniem nagości. Wokół tego chciałbym dziś zaproponować rozmowę. Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka K. Wojtyły "Miłość i odpowiedzialność". Tam znalazła się analiza wstydu seksualnego. Chciałbym przytoczyć to, co zapamiętałem z tych rozważań.


1. Wprowadzenie. Istotna część, ponieważ pokażę tutaj jak rozumiana jest osoba. Każdy człowiek kontaktuje się ze światem zewnętrznym i najgruntowniej w nim tkwi przez swoje wnętrze i życie wewnętrzne. Co to znaczy? Nasza subiektywna obecność w świecie rozgrywa się w naszym wnętrzu, wrażenia, spostrzeżenia naszych zmysłów, to co widzimy i słyszymy, to czego się dowiadujemy, dosłownie przebywa w nas jako umysłowa reprezentacja. Tak więc stajemy się tym czym się karmimy.
2. Podmiot i przedmiot. Relacja poznawcza (kiedy np. obserwuję drzewo) jest relacją podmiot - przedmiot. W ten sposób człowiek odbiera cały świat zewnętrzny, a i sam dla siebie może stać się przedmiotem (kiedy np. dłubie sobie między palcami u nóg;-) Problem pojawia się w relacji człowiek - człowiek. Bo jednocześnie dwie strony są podmiotem i przedmiotem - jedna dla drugiej.
3. Użycie. Użycie następuje w relacji osoba - przedmiot. Np. jak się samemu nie sięga, to się szczotki do pleców używa.

Do rzeczy!

Wstyd seksualny jest niczym innym jak tylko lękiem przed użyciem przez drugiego człowieka, a właściwie przez jego popęd. Zwróćmy uwagę, że takie wyjaśnienie problemu rozwiązuje bardzo wiele sprzeczności.

1. W związku dwojga ludzi wstyd jest obecny od początku, później wraz z rosnącym zaufaniem zmienia się i znika. Kiedy to się nie dzieje oznacza, że nie ma między dwojgiem ludzi prawdziwej ufności.
2. Wstyd jak każdy lęk można pokonać. Lęk wysokości po ćwiczeniach może ustąpić (alpiniści, wieżowcołazi itd.) Tak się dzieje w przypadku ludzi którzy zajmują się prostytucją. Kiedy zatem ktoś nie ma poczucia wstydu w pierwszej intymnej sytuacji znaczy to być może, że ma niezłą wprawę. To oczywiście sarkazm.
3. Ciekaw jestem wyjaśnień i propozycji komentatorów.

Na potwierdzenie tego co napisałem chciałbym przytoczyć jeszcze jeden przykład, zaczerpnięty z książki. Autor opisywał swój związek z zawodową gimnastyczką. Nagość nie stanowiła dla niej problemu, ze względu na specyfikę jej zawodu. Mogła chodzić nago po domu i nie stanowiło to dla niej problemu. Kiedy jednak kontekst zmieniał się z neutralnego na seksualny chowała się pod kołdrę i z histeryczną wręcz wstydliwością gasiła światło.

czwartek, 5 lutego 2009

Już za tydzień zgredynki

Drodzy moi ! Jako, że za tydzień i jeden dzień mam Walentynki, czas rozpocząć czas wielkiego, tygodniowego przygotowania do wigilii tego dnia, a wiec: ZGREDYNEK. Jest dzień i noc. Zima i lato. Wszystko ma tezę i antytezę. Walentynki nie mają... ale teraz idzie nowe ;-)

Zgredynki to dzień w którym zżymamy się na wszystkie przejawy komercyjnej głupoty i w nosie mamy konwenanse wytworzone przez konsumpcyjną kulturę. Nie boimy się w tym dniu drobnych złośliwości i uszczypliwości. Hehe :) DROBNYCH ;-) Autor nie bierze odpowiedzialności za rozwody, rozpady związków i inne tarapaty wynikające z przesadnego brania sobie do serca Zgredynkowych reguł.

Tak więc napiszcie, co ciekawego można zrobić, aby spędzić dobrze ZGREDYNKOWY dzień, a więc czwartek 13 lutego :) Mamy tydzien na opracowanie projektu. Jeżeli znajdzie się dobry polityk to i może wprowadzimy dzień wolny od pracy.... hmmm... Nie. To dopiero w pracy zgredynki mają największy sens:)

Czekam więc na pomysły ;)

wtorek, 3 lutego 2009

O miłości raz jeszcze ;-)

Zbyt poważnie ostatnio było :) bo już prawie

a) stworzylismy definicje miłości
b) rozprawiliśmy się z konsekwencjami zdrady
c) a za sprawą Martina rozprawiła się z nami logika (niejako potwierdzając moje intuicje;-)


O ! prosze :) Skeczyk.




To nie jest ksiądz katolicki... :) my katolicy i takie bezeceństwa?! Nigdy.

poniedziałek, 2 lutego 2009

Miłość to nie uczucie!

Pojawił się wpis pod poprzednim postem, w którym autor utożsamił miłość z uczuciem. Uznałem, że nie będę polemizował pod komentarzem a postaram się podjąć krótką dyskusję w tymże poście.

Przy okazji, pojawiły się głosy, że posty na istotne tematy są zbyt krótkie. ja sądzę, że jest odwrotnie:) katolicy czekają na wielki post:) hehe.

Jak to powiedział jeden profesor: "przejdźmy do adremu":

Miłość to nie uczucie. Argumenty?

1. Uczucie to jest wtedy jak za przeproszeniem chce się do toalety. Wtedy jest uczucie że trzeba tam iść. Odczucie :)

2. Uczucie to wszelkie somatyczne objawy ciała, dzięki którym mamy pewność, że jeszcze w ciele jesteśmy. Uczucie nudności.

3. Zakochanie jako efekt reakcji hormonalnej. Np. jak Justyna Steczkowska w telewizji była... ale nie teraz ostatnio... jakieś 3 lata temu:)

Miłość to postawa względem kochanej osoby. Nie wyklucza to zakochania. Zakochanie jednak to moment zaczepienia, dzięki któremu dwie nie znające się praktycznie osoby chcą ze sobą spędzać czas. Dobrze jeżeli trwa długo i chemia organizmów nie zużywa się szybko. Bo to pięknie się zakochać. Miłość jest jednak relacją, która bierze początek w zakochaniu i w nim się nie zamyka, tylko dąży o wiele dalej i głębiej (jakkolwiek by to brzmiało;) znów zacytuje Happysad:

Ile jestem ci winien
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń
Ale kiedy wszystko już oddam czy
Będziesz szczęśliwa i wolna czy
Ale za nim pójdę chcialbym powiedzieć ci że

Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze

Ile jestem ci winien
Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń
Ile były warte nasze słowa
Kiedy próbowaliśmy wszystko od nowa
Ale za nim pójdę chcialbym powiedzieć ci że

Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze


a po kliknięciu na głośnik można posłuchać:



Happysad - Miłość



Miało być krótko... kto wie gdzie leczyć grafomanię? :)