Blog zakończony, dostępny jako archiwum

Blog Michała Januszewskiego to już zamknięty projekt. Rzeczą młodzieńczą było pisać o wszystkim i przejawiać nazbyt interaktywne postawy wobec świata. Dziękuję wszystkim czytelnikom i komentatorom, którzy współtworzyli ze mną to miejsce wymiany myśli, poglądów i polemik. Statystyki przedstawiają się bardzo imponująco: zarejestrowano blisko 31 tys. odwiedzin. Wszystkie archiwalne wpisy i komentarze pozostaną dostępne. Niestety liczne teksty zostały skradzione z bloga i dyskusji. Niech więc oryginały świadczą o prawdziwym autorstwie.

czwartek, 21 maja 2009

Szkoła jako miejsce reprodukcji

Po dłuższym czasie witam ponownie. Sądzę, że pytanie o powód ciszy jest pytaniem na tyle osobistym, że nie do końca nadaje się do publicznej prezentacji, a poza tym kogo to właściwie obchodzi...

Dziś chciałbym zająć się szkołą i edukacją, myślę, że będzie to temat na kilka postów.


Większość nauczycieli szkół podstawowych uczy dzieci, że kiedy wchodzi inna pani nauczycielka do klasy trzeba wstać i powiedzieć "dzień dobry", najlepiej ładnie, razem. Z punktu widzenia zasad dobrego wychowania sytuacja jest idiotyczna. Nie można przecież przerywać toku lekcji i myśli nauczycielki, która aktualnie prowadzi zajęcia by się przywitać z inną. Taka praktyka jest jednak obecna w szkołach.

Przeprowadzono eksperyment. Dzieci z drugiej klasy (nie te z władców much :) ) siedziały na lekcji, weszła do klasy inna nauczycielka. Wstały powitały ją. Kiedy zaś po chwili weszła pani sprzątaczka, aby skorzystać ze zlewu, jej obecność nie została nawet zauważona.

Teraz zapytajmy się o funkcję szkoły. Co jest zadaniem szkoły?

Otóż widzimy tutaj, że szkoła wychowuje do tego aby oddawać cześć i szacunek tym którzy w hierarchii społecznej są wyżej i olewać tych którzy niżej. W ten oto sposób uczy się dzieci zajmowania swojego miejsca w hierarchii społecznej. Co szanowni czytelnicy na to?

24 komentarze:

  1. Dzieci mogłyby czasem pomyśleć, przekalkulować... u kogo będziesz trzymać vino jak masz 8godzin zajęć + w-f?? u Woźnych oczywiście a nie u nauczycieli... wniosek jest dość prosty:)
    oluta

    OdpowiedzUsuń
  2. nie gniewaj się, ale sprzątaczka nie ma prawa wejść na lekcję, zeby skorzystac ze zlewu. W ogóle nie ma. Jesli natomiast wchodzi inny pracownik szkoły, dzieci zawsze wstają. nawet, jesli jest to pan woźny. Byc może nie w każdej szkole, ale nie możesz uogólniać, że takie praktyki (jak opisana przez Ciebie) sa normalne, bo nie wszedzie wystepują.
    Belle fair;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba by zrobić konkretne badania, niestety jak na razie nie mam na takie czasu, ale jestem pewien, że dzieci większości szkół zachowałyby się podobnie. Można oczywiście z tym polemizować, jeżeli ktoś zna takie badania to zapraszam.

    Te praktyki uważam za nienormalne. Uważam, że mogą stać się podstawą diagnozy tego jak przebiega socjalizacja w szkole. przykłady mogę mnożyć bardzo długo, jeżeli będzie taka potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
  4. po pierwsze cieszy mnie że powróciłeś bo wyczekiwałam :)
    co do tematu zgadzam sie z pzredmówczynią ze raczej uczy sie dzieci wstawania do wszystkich pzrynajmneij tak było u mnei moze byłeś świadkeim ewenementu, moze póżniej nauczycielka upomniała dzieci. poza tym masz rację nikt nei powinien pzrerywac lekcji a jesli jużna prawde tzreba to jakoś dyskretnie wywołac nauczycielkę na korytarz
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm... Obecnie mam praktyki w szkole, w klasach najnizszych, siedze na koncu sali i obserwuję co sie dzieje i szczerze mówiąc nie spotkałam się jeszcze z takim zachowaniem. Najczęsciej wygląda to tak, że jak wchodzi ktoś do klasy to dzieci wcale NIE wstają i uroczyscie razem mówią "dzień dobry" ale siedzą cicho, ewntualnie miło sie uśmiechną. Szkoła natomiast uczy, by na korytarzu mile witac nie tylko nauczycielki ale i woźnego czy sprzątaczki. Wiec nie do końca się zgadzam z Twoim zdaniem...Mówię to na podstawie moich obserwacji. Może rzeczywiście trzebaby konkretnych badań

    nutella

    OdpowiedzUsuń
  6. nutello :) jak na bloga trafiłaś ?:) taki mały sondaż prowadzę :)

    Teraz do rzeczy, zanim zacznę teoretyzować. Zajmuje się trochę pedagogiką krytyczną. Ostatnio zaobserwowałem prostą rzecz. Bardzo często w półoficjalnym języku mówi się "pani dyrektor" i "sprzątaczki". Przyznam się, że nawet pisząc tę notatkę sprawdziłem czy sam nie powieliłem tej kalki. To oczywiście żaden dowód, dlatego skoro nie mamy badań żadnych pod ręką posłużmy się drogą teoretyczną:

    1. Kto płaci szkole i kto organizuje edukację w kraju? Oczywiście państwo.
    2. Kogo interesy zatem realizuje sama struktura szkolnictwa (nie mówię o pojedynczych nauczycielach) ? Oczywiście państwa.
    3. Co jest celem państwa? Posłuszny obywatel. Taki który zostanie wychowany w przeświadczeniu, że demokracja jest największym dobrem. Taki który będzie podległy aparatowi państwowemu, urzędnikom, policji i innym funkcjonariuszom państwa.

    Oto właśnie powód dla którego Pani nauczycielka ma wzbudzać szacunek, a Pani sprzątaczka może wejść niezauważona. Nutello, czy jeżeli spojrzysz przez pryzmat ideologii, którą naświetliłem widzisz ją w praktyce?

    OdpowiedzUsuń
  7. a może to tez jest trochę na zasadzie, by wzbudzic przed nauczycielem respekt. Nauczyciel powinien byc autorytetem. Proces wychowania wymaga zachowania pewnych relacji i stosunków pomędzy nauczycielem a uczniem. Oczywiscie nie ma to byc model autorytarny. Szcunek do każdego-oczywiscie, nauczyciel zaś jest (czy powinien byc) wyjątkową osobą w życiu ucznia, by owy proces był skuteczniejszy.

    Co do języka półoficjalnego, u mnie w szkole się mówiło "dyrek" i "sprzataczki"... :)

    nutella

    p.s. na bloga trafiłam przez linka, którego mi kiedyś wysłałeś :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiele różnych szkół wychowania pokazuje, że relacja nauczyciel uczeń to nie tylko jeden model.

    Chciałbym, żebyś dobrze mnie zrozumiała. Nie chodzi mi o krytykę poszczególnych osób. Krytykuje ideologiczność samej struktury szkoły. W socjologii mamy określenie "przemocy symbolicznej" to przemoc, która nie jest fizyczną dominacją, psychicznym maltretowaniem czy innymi ekscesami. To przemoc która wbudowana w system sprawia, że poprzez np. ukryty program nauczania reprodukuje się uległe władzy jednostki, a szkoła staje się narzędziem alokacji masy ludzkiej w zróżnicowany rynek pracy. Ten do łopaty ten do biura.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chciałbym dodac że Bourdieu i Parsons nie zauwazyli że szkoła jest także miejscem reprodukcji. ;P
    Martin

    OdpowiedzUsuń
  10. P.S. Szkoła rodzenia już w ogóle wybitnie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Michał ma oczywiście rację, że państowowa szkoła służy reprodukcji bezmyślnego bydła, aby mafia zwana państwem mogła je strzyc i doić bez znieczulenia i obawy przed buntem.
    To prawda, że państwo przez szkoły i uczelnie alokuje ludzi do pracy. I robi to tragicznie, jak zresztą wszystko... Tylko wolny rynek może pomódz.

    Proponuję odróżnić szacunek dla każdej osoby jako takiej, który powinien być taki sam od poważania względem danej osoby z powodu jej zdolności, osiągnięć, pozycji społecznej. Dlatego do normalnej, prawdziwie prywatnej szkoły powinny trafiać WYCHOWANE PRZEZ RODZICÓW dzieci, które szanują i sprzątaczkę i nauczyciela, ale bardziej poważają tę drugą osobę, bo musiała być zdolniejsza, inteligentniejsza, ma szersze horyzonty.

    Lucjan

    OdpowiedzUsuń
  12. Lucjan dobrze mówisz, jednak to zbyt radykalne jak na moje nerwy. chyba sobie poczekam na wieszczone przez Ciebie bankructwo całej europy, a później liczę na to, że poczęstujesz mnie kalarepą z Twojego pola :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wolny rynek jest małą nadzieją via Parsonsa ekonomiczna teoria reprodukcji.
    Godnosc osobowa i osobista - faktycznie w szkole nie uczą tego rozróżnienia.
    Martin

    OdpowiedzUsuń
  14. Hmm, wrzuciłem hasło Parsons do Wikipedii i niewiele jest. "tworzył syntezę założeń utylitaryzmu, pozytywizmu i idealizmu" - najgorsze syfy.
    W kwestii wolnego rynku polecam szkołę austriacką Karola Mengera, Eugeniusza von Boehm-Bawerka, Ludwika von Misesa i Murraya Rothbarda (szczególnie, jako sublimację pracy poprzedników).
    Wolny rynek nie jest receptą na raj na ziemi. Jest po prostu ładem naturalnym. Każde jego zakłócenie jest przeciwskuteczne (gdy się chce ten ład poprawiać) i przede wszystkim NIEMORALNE.
    Lucjan

    OdpowiedzUsuń
  15. "najgorsze syfy" - najmocniejszy argument.
    W kwestii T. Parsonsa polecam: System społeczny - wydanie anglojezyczne na Google books, przy czym Parsonsa teoria reprodukcji może byc interpretowana także jako kulturowa teoria reprodukcji. Rzecz w tym ze jednostka nie moze być postrzegana jako społeczna i ekonomiczna carte blanche, ze jej pochodzenia klasowe i status ekonomiczny odgrywaja role w jej mozliwosciach alokacji klasowej. Mit "self made mana" krytykuje Parsons częściowo w The school class as a social system.

    Co do szkoły austriackiej - jestem laikiem w dziedzinie ekonomii, ale szkoła austriacka chyba podlega jakiejś krytyce ze strony ekonomii neoklasycznej, wiec postuluję jedynie krytyczne podejście.

    Co do argumentu z prawa naturalnego - to mocny argument (pozwala odczuć Rothbarda zainteresowanie scholastyką), niemniej jednak wszystkie koncepcje prawa naturalnego sa uwikłane w powazne założenia ontologiczne i często antropologiczne (np. źródło prawa naturalnego, spełnienie warunku powszechnej dostepnosci poznawczej prawa naturalnego), oraz podlegają krytyce ze wzgledu na swój mitologiczny charakter (Dialektyka oświecenia - znów Adorno i Horkheimer (chyba faktycznie jestem mocno uwikłany w mysl lewicową, z która jednak sie nie identyfikuje).
    Martin

    OdpowiedzUsuń
  16. Brat Lucjana:
    natręctwem jest chyba powtarzanie, że w świetle ekonomii austriackiej i wszelkich w ogóle teorii wolnorynkowych człowiek jest monadą bez okien. Nikt chyba dobitniej niż Austriacy nie pokazuje jak bardzo człowiek uzależniony jest od wpływu współ-uczestników rynku.

    Dalej: nie ma chyba bardziej skompromitowanego pojęcia niż klasa. To, którym posługuje się socjologia i inne nauki spoleczne jest pozbawione znaczenia. Dzisiaj istnieją już tylko dwie klasy: płatnicy podatków netto oraz płatnicy podatków brutto.

    I rzecz ostatnia: negowanie prawa naturalnego jest rzeczą modną od mniej więcej czasów Lutra. Jak jednak zauważył Etienne Gilson "prawo naturalne grzebie swoich grabarzy." I niech ktoś mi wyjaśni jakie założenia epistemologiczne potrzebne są do zaobserwowania faktu, że jabłko spada na ziemię?
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Martin (z siostrą):
    Byc moze powtarzanie pewnych koncepcji jest natręctwem, co nie oznacza iż są to koncepcje chybione. Monadycznosc dotyczy braku wspólnoty kulturowej, społecznej, politycznej w komponencie anarchistycznym myśli Rothbarda, nie zas relacji ekonomicznych.

    Wahalem sie z uzyciem terminu klasa, ale jestem pewien z drugiej strony ze posiada on precyzyjne definicje na gruncie socjologii i innych nauk społecznych (choć u Marksa np. jest ono dośc nieprecyzyjne i podlega interpretacji) - tutaj użyłem go w rozumieniu grupa społeczna, a dalej warstwa stratyfikacji społecznej pod względem ekonomicznym.

    Tomizm egzystencjalny jest jednakże dogmatyzmem, i owszem koncepcje prawa naturalnego są od wiekó poddawane krytyce, ale fakt że coś jest stare nie oznacza ze niesłuszne, przeciez nie dyskutujemy tutaj o fizyce kwantowej, czy biologii molekularnej. I bynajmniej prawo naturalne nie nalezy do pierwszych oczywistości.
    Załozenia epistemologiczne potrzebne do zaobserwowania faktu że jabłko spada na ziemię, to założenia dotyczące filozofii percepcji:
    -założenie realizmu w przypadku gdy obserwuje jak to opisałeś fakt (istniejący niezaleznie od świadomosci)
    -założenie że mój zmysł wzroku działa w prawidłowy sposób (założenie normalnych warunkó percepcji)
    -założenie ze nie jestem jak to ujął Dennett mózgiem w kadzi (lub jak pisze Descartes nie zwodzi mnie żaden demon) - czyli odparcie sceptycyzmu poprzez założenie werydycznosci percepcji
    -założenie okularów ;)
    Dziękuję, i pozdrawiam również

    OdpowiedzUsuń
  18. Martin,

    Jeśli zgłaszasz się w pracy po wypłatę pensji, to czy dopuszczasz możliwość, że "pracodawca" może mieć inne założenia epistemologiczne w kwestii wypłaty pieniędzy? czy odejdziesz bez słowa?

    Jeśli zlecasz budowę domu, a budowlaniec postawi ci kurnik, to czy zapłacisz i uznasz, że jego i twój realizm są po prostu inne?

    OdpowiedzUsuń
  19. hehe brawo :)

    zaczynam kibicować Martinowi :) i oczywiście siostrze :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zakładam :), że dyskurs jest możliwy i pożądany, pragnę uniknąć sceptycyzmu, chociaz czesto w niego wpadam.

    Zarzuty typu ad verecundiam moze nie sa do konca trafione, to co mowimy nie zawsze dotyczy tego co robimy, mozemy poruszac pewne kwestie w dyskusji ale nie oznacza to ze sa one realizowalne w praktyce. Nihilista nie musi popełniac samobójstwa, by moc glosic swoje stanowisko, podobnie niewielu chrzescijan jest milosiernych. Czy to oznacza ze nasze poglady nie stosuja sie do rzeczywistosci ? Zeby odpowiedziec na to pytanie musimy miec uprzednio prawde o rzeczywistosci, do ktorej takze potrzeba uprzedniego kryterium, i tak ad infinitum ;)

    Skoro pytasz, odpowiadam:
    a. w kwestii pieniedzy, ktore sa czysto konwencjonalna i praktyczna sprawa, faktycznie nie bede poruszal kwestii epistemologicznych, w kwestii spadajacych jabłek - (a bedzie to czesciowo zart) owszem, bede chcial pokazac wowczas, ze niektore sprawy sa nieraz bardziej skomplikwoane niz kwestie wypłaty i ze potrzebna jest wobec nich pewna wrazliwosc intelektualna; poza tym prosze zwróć uwage na fakt ze nie zawsze stanowisko ktore zajmuje biore na powaznie, czesciej traktuje je jako metode, moj dogmatyzm jest nieraz sceptycyzmem w przebraniu za sprawa mojego instrumentalizmu. Zatem

    b. Zdrowy rozsadek, nie jest przeze mnie uwazany za realizm, potoczne uzycie slowa odrozniam od stanowiska filozoficznego (zalezy takze od filozoficznego kontekstu), na gruncie zdrowego rozsadku, uzywanego potocznie i stosowanego przez spoleczenstwo Zachodnie, w ktorym przyszlo mi zyc, bede musial prosic fahcowca o poprawki, ale owszem chetnie zaplacilbym mu po prostu w jajkach, ktore zniosa mieszkajace w moim nowym domu kury

    Martin

    OdpowiedzUsuń
  21. Ad verecundiam - nie znałem, ale zmobilizowałeś mnie do sprawdzenia. Dzięki.

    Niby dyskurs pożądany, ale jak go prowadzić z kimś, kto neguje możliwość poznania prawdy i kto przyjmuje stanowisko nie z przekonania, lecz instrumentalnie? Po kiego grzyba?

    Lucjan (bez brata ani siostry, której nie mam)

    OdpowiedzUsuń
  22. To sztuka dla sztuki, dla rozrywki, zabawy, sprawnosci, fraszki, dla samego dyskursu.
    Z drugiej strony czasem glebszy z tego pozytek.
    To czesc etosu klasycznej filozofii - autotelicznosc.

    Dyskurs taki jest trudny, ale nie sadze bysmy mogli zyc wg jednej tylko teorii czy pogladu.
    Mogłbym oczywiscie byc obronca jednej szkoly i modyfikowac swoje stanowisko, ale w tym kontekscie jest ciekawiej gdy spektrum pogladow jest szersze, gdy stanowiska sa ostrzejsze i bardziej radykalne.

    Mnie takze na prawdzie zalezy, tylko ze ja jej nie szukam a zastanawiam sie jeszcze jak jej szukac. Nawet jesli nie dojde do zadnego celu, bede dobrze zorientownay w miejscu, w ktorym sie znajduje.

    Martin (solipsystycznie sam)

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie wiem czy masz ambicję twierdzić, że dopiero będziesz szukał prawdy w każdej kwestii czy tylko w niektórych, ale każdego dnia wiele razy udowaniasz, że pewne stwierdzenia uważasz za prawdziwe (kupując chleb, przechodząc na światłach przez ulicę, a nawet pisząc, że lepiej przyjmować różne stanowiska niż bronić jednej szkoły).
    Sprawy związane np. z aktem kupna-sprzedaży nazwałeś kwestią praktyczną, ale za nią kryją się kwestie filozoficzne pierwszej wagi (rozumienie praw własności jest kluczowe dla ludzkości)...
    Nie jest możliwy komfort bycia ponad tym i ciągłe szukanie sposobów poznania prawdy.
    Chyba, że ktoś nie uznaje zasady niesprzeczności, ale w tym wypadku dyskurs jest na pewno niemożliwy i bezsensowny...

    Lucjan

    OdpowiedzUsuń
  24. Mam maksymalistyczne ambicje poznania całej prawdy i we wszystkich kwestiach, nie ,nie uwazam tego za pyche, pycha jest twierdzenie ze prawde sie poznalo.
    Zyje wg pewnych przekonan, ale nie oznacza to ze uwazam je za prawdziwe ( w sensie absolutnym), to co skuteczne w przewidywaniu zjawisk, nie musi byc prawdziwe (np. na ksiezyc mozna doleciec w oparciu o obliczenia dokonane na gruncie mechaniki klasycznej - znana anegdota).
    Aby zyc, tak jakby prawo wlasnosci istnialo nie musze uznawac tego prawa za prawdziwe (patrz wyzej), moge zyc podlug niego z innych wzgledow (czuc tutaj zalozenie o naturalnym charakterze prawa wlasnosci, ja zas postrzegam je jako stanowione).
    Twierdzenie dotyczace instrumentalnego traktowania stanowisk juz sie kwalifikuje (jest to pewne rozstrzygniecie poznawcze, ale o charakterze metodologicznym znowuz, nie twierdz e np. ze zadne z przyjmownaych przeze mnie stanowisk prawdy nie wyraza, lub ze prawde wyraza, zawieszam sad w tej kwestii, zawieszenie sadu nie jest twierdzeniem ani przeczeniem).
    Czy mozliwy jest komfort poznawania ponad praktyka (w sensie genetycznie, spolecznie i dziejowo nieuwarunkowanego poznania) jest pytnaiem ciezszej wagi i faktycznie odpowiedz na nie jest wymagajaca.

    I jeszcze o zasadach logiki - wydaja sie byc granica dyskursu, ale moze prawda jest niedyskursywna ;)? Intelekt jest szerszy niz rozum.

    Martin

    OdpowiedzUsuń